"Dziecko w nas powinno być jak najdłużej" - czyli wywiad panią Teresą Filipiuk - pozytywnie zakręconą nauczycielką historii i WOK-u. Jej znak rozpoznawczy to szeroki i szczery uśmiech. A dlaczego? Po prostu taka jest! Bezpośrednia w kontaktach z ludźmi, wesoła, otwarta na problemy innych i wyrozumiała… To cała Ona!
Hobby: myślę, że moim hobby jest praca Ulubiona potrawa: hmm… tak po zastanowieniu, chyba nie mam takiej szczególnie ulubionej potrawy.. Można rzec, że jestem „wszystkożerna”, ale mam swoje słabości konsumpcyjne i są to czasami słodycze – np. krówki oraz ptasie mleczko Ulubiony kolor: no chyba tak jak widać - odcienie brązu i fioletu Największe marzenie: marzenia w chwili obecnej lokują się w dzieciach - żeby dokonały właściwych wyborów, znalazły chleb z tego, co aktualnie robią i z czego się uczą Warto żyć dla: samorealizacji, satysfakcji z tego, co się robi samemu, ale też żyć dla innych - nie tylko rodziny, lecz również dla ludzi nas otaczających. Motto życiowe: uuu… jak się sobie przyjrzę, to chyba „chwytaj dzień”, choć często uczniów przed tym przestrzegam (uśmiech) Nie lubię: snobizmu w innych Kocham: hmm… no wiadomo: ludzi, rodzinę... i życie Chcę: żyć tak, żeby to co robię dawało więcej satysfakcji innym Intryguje mnie: przyszłość Obawiam się: chyba nie formułuję obaw - staram się nie myśleć o przeciwnościach losu, tylko je pokonywać i nie budzić w sobie strachu Jestem: na pewno trochę nie pozbierana, postrzelona… (śmiech) Preferuję: naturalność w ludziach, tak jak powiedziałam nie lubię snobizmu, silenia się na kogoś, kim nie jesteśmy. Po prostu: naturalność i prawdziwość! J.Cz: Jest Pani nauczycielką historii. Co spowodowało, że zajęła się Pani właśnie tym przedmiotem? T.F: Na pewno stosunek do przedmiotów kształtuje pasja, zainteresowanie, ale i nauczyciele, więc chyba to, że trafiłam na studia historyczne zawdzięczam pedagogom z liceum, a przede wszystkim Pani Ostasiewicz, która była moją polonistką, ale także uczyła mnie historii i to ona właśnie mnie ukierunkowała. K.G: Nasze plany zawodowe zmieniają się na przestrzeni lat. Jak było w Pani przypadku, gdyby nie praca w szkole to co? T.F: Nie brałam tego pod uwagę. Dokonałam wyboru świadomie i nic w tym bym nie zmieniła. Gdyby mnie życie zmusiło do innych wyborów, to nie wiem - musiałabym się zastanowić, ale takiej konieczności nie było. Cieszę się, że mogę się realizować już przez 25 lat pracy zawodowej. J.Cz: Życie dostarcza na czasem wielu stresów. Czy ma Pani jakieś sposoby na ich odreagowanie? T.F: Moim sposobem na odstresowanie jest muzyka. Mam swoje klimaty i płyty czy utwory, których lubię słuchać i to daje mi wyciszenie oraz spokój wewnętrzny. K.G: Praca nauczyciela jest niezwykle absorbująca, jeśli jednak znajdą się wolne chwile, jak je Pani wykorzystuje? T.F: Zawsze zakładam sobie, że dziś więcej czasu poświęcę na sport, na zajęcia ruchowe, ale trudno mi zorganizować na to czas w rytmie szkolnym. Staram się również nadrobić zaległości związane z lekturą. J.Cz: Co Pani sądzi o przywrócenie matematyki na maturę jako przedmiotu obowiązkowego? Czy jest to według Pani słuszny pomysł? T.F: Od początku współczuję maturzystom, którzy musieli się z tym zmierzyć i rozumiem humanistów, kompletnie ''nie czających'' matematyki. Znam też takich uczniów, jeszcze z tej starej matury, którzy jeśli mieliby zdawać ten przedmiot, to by nigdy w życiu nie otrzymali świadectwa maturalnego. Staram się zrozumieć argumenty zwolenników matematyki na maturze, którzy uważają, że jest ona potrzebna. Patrząc na różne typy studiów humanistycznych, wiele przedmiotów bazuje na matematyce i chyba to jest takie ''zło konieczne'', z którym trzeba się zmierzyć i wszelkie zaległości trzeba nadrobić. K.G: Jakie ma Pani odczucia w stosunku do uczniów naszej szkoły? Czy według Pani zmienia się z biegiem lat podejście do nauki i nauczycieli? T.F: Myślę, że gdy przychodzi nowy rocznik, zawsze porównujemy go i mówimy, że te obecne drugie klasy były lepsze, a te nowe są trudniejsze. Po jakimś czasie się wychowują, dostosowują do wymogów. Staramy się jakoś dawać sobie z nimi radę, ale spoglądając trochę dalej w przeszłość muszę niestety stwierdzić, że zmienia się stosunek do obowiązków szkolnych na niekorzyść, co widać gołym okiem, patrząc chociażby na frekwencję czy wyniki w nauce. Ja zawsze ubolewam nad uczniami zdolnymi, którzy marnują swoje talenty. J.Cz: Jak Pani wspomina czasy studiów? T.F: To było tak dawno, że trudno mi jakieś atrakcyjne chwile przywołać. Czas, który pamiętam przez pryzmat historii, był to okres stanu wojennego i okres pierwszych lat pontyfikatu Jana Pawła ll. Może wtedy uczestnicząc w tych wydarzeniach tak do końca się tego wszystkiego nie rozumiało, ale z perspektywy czasu po prostu był to okres, który w tej chwili stanowi dla mnie świetny materiał na lekcje historii najnowszej. K.G: Na początku tego roku szkolnego była Pani uczestniczką wyjazdu przedstawicieli naszej szkoły do Lwowa w ramach akcji „Światełko pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego”. Co może Pani powiedzieć o jej przebiegu i o zachowaniu młodzieży? T.F: Od samego początku podeszłam entuzjastycznie do pomysłu i choć jego realizacja związana było z trudami, to ekipa młodzieży, z jaką mieliśmy do czynienia, spowodowała, że akcja przebiegła szybko i sprawnie. Postawa uczniów w czasie wyjazdu była bardzo budująca. Myślę także, znowu jako ten nieszczęsny nauczyciel historii, że poszerzyło to wiedzę. Zetknięcie się z tamtejszymi ludźmi pozwoliło dotknąć historii i spojrzeć na wydarzenia trochę inaczej, przez pryzmat swojego doświadczenia. Nie tylko ja, ale również pozostali nauczyciele i opiekunowie byli zadowoleni z postawy uczniów. J.Cz: Znanym zjawiskiem w szkole są ciąże uczennic. Co sądzi Pani na temat ich odpowiedzialności, postawy, przyszłości? T.F: O odpowiedzialności nie ma nawet mowy. Zawsze ubolewam nad takimi uczennicami, bo w jakiś sposób pokomplikowały sobie życie. Myślę, że to jest lekcja dla koleżanek i kolegów je otaczających, jakaś przestroga, kiedy się obserwuje taką młodą mamę, która nagle z ''postrzelonej nastolatki'' musiała wziąć na siebie znaczne obowiązki. Młode mamy studiują najczęściej nie w trybie dziennym lecz zaocznym, po prostu muszą dojrzeć i dorosnąć wcześniej. K.G: Mimo, że święta Bożego Narodzenia dawno minęły, chciałam zapytać, czy pamięta Pani, w jakich okolicznościach dowiedziała się, że Święty Mikołaj nie istnieje? T.F: Szczerze mówiąc nie przypominam sobie tego… widocznie jakiegoś traumatycznego przeżycia nie doznałam. Pamiętam natomiast jak to przeżyło moje dziecko – kiedy młodsza córka była w klasie 3 lub 4, przyszła ze szkoły z awanturą, że oszukiwaliśmy ją tyle czasu, bo przecież Święty Mikołaj nie istnieje. Myśleliśmy, że udaje, iż wierzy jeszcze w Świętego Mikołaja, ale była w domu draka i musiało być tłumaczenie. Myślę, że uświadamianie dzieci za wcześnie odnośnie Świętego Mikołaja nie jest wskazane. Niech będą jak najstarsze, kiedy zostaną uświadomione przez otoczenie. Dziecko w nas powinno być jak najdłużej. K.G.: Dziękujemy za udział w wywiadzie i poświecony nam czas. Życzymy wielu sukcesów w sferze osobistej i zawodowej. T.F.: Dziękuję. |