Strona 1 z 2 Rok 2008 ogłoszony został przez Unię Europejską Rokiem Dialogu Międzykulturowego. Uczniowie klasy 1la ZSP im. Jana Pawła II w Radzyniu Podlaskim zrealizowali projekt „Pogranicze kultur”.Dotyczył on wielokulturowości południowego Podlasia. Szczególnie ciekawa wydaje się historia związana z osadnikami niemieckimi:
Zapomniany cmentarz We wsi Zawada koło Czemiernik(powiat lubartowski)znajduje się zapomniany cmentarz osadników niemieckich. Usytuowany wśród uprawnych pól, w odległości ok. 0.5 km od wsi, porasta lasem. Nieliczne zachowane nagrobki, krzyże i rozbite tablice to jedyne materialne pamiątki , świadczące o wieloletniej obecności niemieckich kolonistów na tej ziemi. Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają osadników. Jednym z nich jest pan Eugeniusz Warsz lat 96, mieszkaniec Tarkawicy . Oto jego relacja:
”Niemcy mieszkali u nas w Zawadzie i w Żurawińcu. Ci z Żurawińca mieli cmentarz gdzieś w lesie, nie pamiętam gdzie, a ci z Zawady zaraz za wsią i on zachował się jeszcze. Osadników było ze 20 rodzin, władca ich jakiś sprowadził. Mieszkali tu Szulz, Rein, Weis, Brandt, Frank, Harter, Nykel, Ekier i inni, których nazwisk już nie pamiętam.(pisownia fonetyczna). Jako młody chłopak przez dwa lata służyłem u Niemców, pasałem krowy i nauczyłem się mówić po niemiecku. Do tej pory wiem, co znaczą niemieckie słowa i umiem odczytać np. nazwę leku. Brałem też udział w pochówkach jako pomocnik grabarza. Ciało zmarłego wyprowadzano bezpośrednio z domu na cmentarz. W kościele odbywały się modlitwy, wiernym przewodził zwykły człowiek, strycharz. Raz do roku przyjeżdżał do ich kościoła jakiś duchowny z Piask albo z Lublina. Wtedy udzielał sakramentu takiego jak bierzmowanie(konfirmacji- przyp.autora) albo ślubu. Narzeczeni jeździli też do ślubu do Lublina albo do Piask. Moim zdaniem ci Niemcy mieli wysoki poziom kultury- nie słychać było żeby kradli czy oszukiwali. Ciężko pracowali, rzadko bawili się, jeśli już to na weselach. Większość to byli ludzie ubodzy. Gospodarzyli, zajmowali się kołodziejstwem, strycharstwem , kowalstwem, kopaniem studni .Pamiętam, jak raz z dziadkiem wieźliśmy żyto wozem żelaznym. Na graniczce spadły nam 3 snopki , ale nie zauważyliśmy tego. Za kilka dni strycharz Juliusz Frank, który to zboże znalazł, mówi do dziadka: „Michale, tam leżą wasze trzy snopki”. W czasie I wojny światowej Ruscy wywieźli Niemców na Wschód. Miejscowi „porozciągali” im z gospodarstw różne rzeczy, ale potem musieli pooddawać, jak koloniści wrócili. Po roku 1939 nasi Niemcy mieszkali z nami jeszcze z rok .Młodych zabrali do wojska i te mundury odmieniły ich na gorsze. Pozostali żyli po dawnemu. Gdy pewnego razu zachorowała Julka Zeleźnikówna, trzeba było jechać do lekarza do Czemiernik, a tu strach, bo godzina policyjna. Wzięliśmy na wóz jednego z Niemców dla bezpieczeństwa i zawieźliśmy dziecko. Innym razem wojskowi kazali nam się stawić furmankami, z końmi, w Lubartowie. Uciekłem w czasie przejazdu. N a trzeci dzień Niemcy zabrali nam kobyłę. Poszliśmy po pomoc do naszego wójta, Niemca, a on dał nam taki kwit i mogliśmy pójść do Niedźwiady na targ i kupić konia. Niemieccy koloniści zostali przesiedleni w Poznańskie. Odwoziliśmy ich z całym dobytkiem furmankami do Lubartowa. Gospodarstwa i zabudowania zostały. Mieszkali tu wysiedleni Polacy z Poznańskiego. Po wojnie część ziemi kupili miejscowi chłopi, resztę gmina rozdzieliła. Został jeden Niemiec - Adolf Ekiert, studnie kopał, ożenił się w Leszkowicach Teraz sobie myślę, że ci koloniści to byli dobrzy sąsiedzi. Może mi Pani zrobić zdjęcie. Mogłem przecież umrzeć, mam już 96 lat. Może tylko czapkę zdejmę?"
Szkoła poniemiecka w Zawadzie
Szkoła w Zawadzie została zbudowana w I poł. XIX wieku przez osadników niemieckich. Był to budynek drewniany, kryty strzechą. Razem ze szkołą był też kościół. W szkole do czasu drugiej wojny światowej uczyły się dzieci polskie i niemieckie..Szkoła liczyła 4 oddziały. Sam budynek składał się z dwóch izb lekcyjnych, sieni i mieszkania nauczyciela(pokój, kuchnia).Nauka w szkole odbywała się w systemie zmianowym w klasach łączonych.(I-II i III-IV).Do lat 60-tych uczył jeden nauczyciel, później dwóch. Około roku 1950 kościół został rozebrany przez miejscową ludność. Drzewo z rozbiórki wykorzystane zostało do wypalenia cegły na nową szkołę. Budowa jednak nie doszła do skutku. Stara szkoła funkcjonowała do 1970r.,kiedy całkowicie spłonęła. Dzieci uczyły się w prywatnym domu a później w sąsiedniej miejscowości. Po osadnikach niemieckich pozostał cmentarz,który odwiedzaliśmy z dziećmi, gdy funkcjonowała jeszcze szkoła. (Relacja Pani Elżbiety Warsz - nauczycielki)
|